O MNIE
Nazywam się Wojtek Parfianowicz (1977). Od ponad 20 lat jestem rzymskokatolickim księdzem. To definiuje mnie najbardziej, ponieważ kapłaństwo jest dla mnie najpierw tożsamością, a potem zajęciem. Pochodzę z Koszalina i tutaj mieszkam przez większość mojego życia.
Fotografia jest jedną z moich pasji. Fascynuje mnie szczególnie fotografia przyrody, a pośród wielu jej motywów najbardziej urzekają mnie ptaki. Fotografia jest dla mnie odpoczynkiem, twórczością i kontemplacją (kolejność jest tutaj nieistotna). Uwielbiam klimat czatowni, zapach lasu i bagien. Uczucia, które pojawia się, gdy przyleci oczekiwany lub nieoczekiwany skrzydlaty gość i można nacisnąć spust migawki, nie da się porównać z niczym innym.
Ptaki są piękne (truizm), ale jednocześnie szybkie i często niewielkie. Dlatego trudno jest to piękno dostrzec i kontemplować. Bez fotografii ono w pewnym sensie po prostu się marnuje. Dlatego wynalazek fotografii z pewnością pochodzi z Bożego natchnienia. Stwórca, dzięki pasjonatom tej sztuki, dzieli się z nami pięknem, które stworzył. To taka moja teologiczna definicja tego, co niektórzy nazywają „pstrykaniem”.
Fotografia była ze mną prawie od zawsze. Pierwszy aparat dostałem w wieku 12 lat. Była to Vilia kupiona w Wilnie, wtedy jeszcze w Litewskiej Socjalistycznej Republice Radzieckiej. Byliśmy tam z tatą i dziadkiem, który Wilno opuścił po wojnie, a tamta podróż do rodzinnego miasta była jego pierwszą po dramatycznych wydarzeniach roku 1945. Robiłem wtedy zdjęcia Wilna, czarno-białe, w formacie 9×6. Aż trudno uwierzyć, że miałem do dyspozycji tylko chyba dwie klisze, czyli nieco ponad 70 ujęć. Wtedy to wystarczało. Do dzisiaj mam album z tamtymi fotografiami. Potem z moją Vilią latałem po Koszalinie i uwieczniałem, co się dało. Wciąż pamiętam miejsca, które mnie wtedy zainteresowały.
Po Vilii była chyba jeszcze jakaś Smiena, a potem już kilka Zenitów, czyli wreszcie lustrzanek. Pierwszy był jeszcze bez światłomierza, a kolejny już z tym niezwykłym wynalazkiem. W erze analogowej miałem jeszcze okazję używać lustrzanki Nikona, jednak już nie pamiętam, który to był model.
Pierwszą cyfrówkę dostałem od kogoś w prezencie w roku 2002 z okazji moich święceń kapłańskich. Były to jeszcze nieudolne próby wypuszczania na rynek tego typu sprzętu. Zdjęcia tamten aparat robił bardzo słabe. Pomyślałem wtedy: „To się nie przyjmie”. Można się śmiać 🙂
Analogowa lustrzanka Nikona przypadła mi do gustu na tyle, że zostałem wiernym nikoniarzem i w erę cyfrową wszedłem właśnie z tą marką. To był chyba 2010 rok. Mam za sobą pracę z modelami d5000, d7500, a od jakiegoś czasu jestem szczęśliwym posiadaczem Z9. O tym aparacie wystarczy powiedzieć jedno słowo: genialny. Przejście z lustrzanki na bezlusterkowca postrzegam jako krok milowy. Nic nie zastąpi pracy autofokusa w bezlusterkowcu. Znów, można się śmiać 🙂
Choć fotografia była ze mną prawie od zawsze, to pasja ta w moim życiu mocno przyspieszyła w czasie pandemii koronawirusa. Od tamtego czasu wiele się nauczyłem i wciąż się uczę, a gdy zdarza mi się mieć wolną chwilę, spędzam ją na bagnach, w trzcinowisku lub w lesie.
Nie gonię za liczbami, ale udało mi się dotychczas uwiecznić ponad 80 gatunków ptaków, które można spotkać w Polsce. Nie ze wszystkich zdjęć jestem zadowolony. Wiele z nich nadaje się do poprawki. Wciąż poluję na zimorodka, którego uważam za najpiękniejszego ptaka w naszym kraju (edit. już upolowałem, ale poluję dalej).
Jeśli chodzi o obróbkę zdjęć, to pracuje z Photoshopem i Lightroomem. Obróbka nie oznacza dla mnie tworzenia obrazów nierzeczywistych lub takich, których po prostu nie widziałem. Nie zobaczycie więc na mojej stronie podkręconych zdjęć zorzy polarnej 😉 Raczej nie majstruję przy kolorach, chyba, że obraz nie odzwierciedla tego, co naprawdę było widoczne w plenerze. Zdjęcia czasami trochę rozjaśniam, kadruję, odszumiam, czasami zmieniam natężenie światła między pierwszym planem a tłem.
Miłego oglądania!
